Dlaczego wierzę w Esperanto?
Wszystko może być poddane obiektywnej, naukowej analizie. Nawet coś zupełnie
subiektywnego. Więc także to pytanie. Zauważ, że chociaż przyczyny mojej wiary w
Esperanto są osobiste, fakt, że wierzę jest obiektywny. To, że mam taką opinię,
a nie inną jest obiektywnym faktem. Jeśli jakiś naukowiec będzie mnie
obserwował, stwierdzi moją wiarę. Ten obiektywny fakt proponuję zbadać naukowo i
obiektywnie.
Co to znaczy wierzyć w coś? To znaczy, że dla mnie Esperanto
jest czymś istniejącym, nie projektem, nie ideą, lecz faktem. Faktem
socjalnym, językowym, historycznym. To znaczy też, że nie jestem obojętny
wobec tego faktu, przedstawia on dla mnie wartość. Więcej, kiedy mówię, że
wierzę w Esperanto, chcę wyrazić wiarę w jego przyszłość, że nie jest to
krótkotrwałe, czasowe, powierzchowne wydarzenie w historii języków. To znaczy
także, że wierzę w jego wartość, iż jest ono najlepszym rozwiązaniem problemów
międzykulturowej komunikacji niż cokolwiek obserwowanego dotąd. Nie mówię, że
mam rację. Stwierdzam tylko fakt mojej wiary w Esperanto i uważam język za
interesujący (może nie dla was, ale dla mnie tak; jeśli to nie interesuje was,
nie obrażę się jeśli wszyscy wyjdziecie)
Dlaczego interesujący? Bo jest czymś
specjalnym, odrębnym, rzadkim w naszym społeczeństwie. Ogromna większość ludzi
na naszej planecie nie zna Esperanta, albo jeśli słyszała o nim nie wierzy, że
jest to coś wartościowego, mogące zmienić świat. Zmienić świat, to też jest
część mojej wiary. Wierzę, że Esperanto jest dla ludzkości tak samo ważne, jak
wynalezienie pisma. Od kiedy ludzie zaczęli pisać, ludzkość ogromnie się
zmieniła. Nie muszę tego tłumaczyć, wszyscy o tym wiedzą. Uważam, że pojawienie
się Esperanta jest tak samo ważne. Może zmienić świat. Może się mylę, ale to
jest moje głębokie przekonanie.
Teraz przejdźmy do pytania dlaczego? Można
opierać się na kilku hipotezach. Przedstawię kilka. Może wierzę w Esperanto,
bo jestem naiwny. "Ufny jak dziecko", określa słownik PIV słowo naiwny. Prawda,
że jest we mnie coś z dziecka. Bardzo lubię się bawić. Lubię fantazjować, używać
wyobraźni. Lubię wierzyć w dobro i piękno, co jest charakterystyczne u dzieci,
które nie żyły jeszcze dosyć długo, by się rozczarować. Lubię się zachwycać,
dziwić, podziwiać. Kiedy widzę ładny kwiat, albo motyla, kiedy słyszę muzykę,
które mnie wzruszają, albo spotykam kogoś, kogo kocham, albo jestem skłonny
kochać, mam uczucie tego zdziwienia, podziwu, oczarowania, powodujące we mnie
wielkie szczęście, pełne zadowolenie, co podoba mi się. Lubię czekoladę jak
dziecko i takie inne sprawy. Może mój stosunek do Esperanta wynika a faktu, że
nigdy całkiem nie dorosłem. Pewnie jest trochę prawdy w tej hipotezie.
Może wierzę w Esperanto, bo jestem głupi. Idiota. Może brakuje klepki w mojej głowie
jak powiedział Zamenhof. PIV określa "głupi" jako "nieinteligentny".
Jest
wiele dziedzin, w których nie jestem inteligentny. Za każdym razem, kiedy ktoś
tłumaczy mi coś o komputerach, nie rozumiem, albo błędnie rozumuję. Wiele spraw
na tym świecie nie rozumiem. Na przykład, dlaczego wielkie firmy koniecznie
muszą stale się rozrastać, wchłaniać rywali, restrukturyzować się, zwalniać
wielu pracowników, wykorzystywać pozostałych i w rezultacie gorzej
funkcjonować. W Szwajcarii dwa największe banki połączyły się i od tej pory
źle funkcjonują, gorzej niż uprzednio. Tak, wiele spraw nie rozumiem. Jeżeli na
tyle ich mój umysł i zdolność rozumowania są zamknięte, to bez wątpienia nie
jestem inteligentny. Może dlatego nie rozumiem, dlaczego Esperanto jest czymś
bezwartościowym, bez perspektyw, niewartym rozważania.
Może wierzę w
Esperanto, bo nie jestem realistą. To często mówi się mi, a jeżeli wiele ludzi
jest tego samego zdania, możliwe, że mają rację, a tylko ja, głupi wyjątek, mylę
się. Zaakceptować rzeczywistość, mówią, to zaakceptować, że język angielski
zwyciężył, że wszystko na świecie funkcjonuje w języku angielskim i jest ogólna
zgodność co do tego. Wystarczy zobaczyć, jako pierwszy obcy język nauczany
na świecie jest angielski, w prawie wszystkich krajach z kilkoma wyjątkami jak
Szwajcaria. Tego chcą rodzice, rząd, pracodawcy młodej generacji, firmy
potrzebujące współpracowników. Istnieje prawdziwa jednomyślność. Albo będziesz
miał drugorzędną pozycję w społeczeństwie, albo musisz znać język angielski.
Trzeba przyznać, że system ten działa nieźle. Naturalnie nie jest on doskonały,
lecz nic nie jest doskonałe na tej planecie. Dobrze wiem, że Esperanto też nie
jest doskonałe. Rozsądek wymaga, zaakceptowania niedoskonałości świata. Może
rozsądek wymagałby, abym zrezygnował z Esperanta i uznał niezaprzeczalne
zwycięstwo języka angielskiego. Ja jednak nadal wierzę w Esperanto. Może
dlatego, że jestem uparty, Słownik PIV określa to słowo jako "stanowczo
pozostający przy własnej opinii, albo woli mimo przeciwnych sądów".
Jest
prawdą, że od kilku dziesięcioleci słyszę wiele rad, że będzie mądrze
zrezygnować z Esperanta, trzeźwo popatrzeć na fakty i uwolnić się od
utopii, jak to nazywają. Czytałem wiele o Esperanto ze źródeł
nieesperanckich, że jest to niepoważna sprawa, że język sztucznie stworzony nie
może funkcjonować, że nikt poważny nie zainwestuje energii w naukę języka,
którego nie uznaje żadne państwo, nie używa żadna duża firma, albo międzyrządowa
instytucja, nawet żadne międzynarodowe stowarzyszenie. Zrozumiałe jest, że
ludzie, narody, plemiona, obywatele różnych krajów współżyjący na naszej
planecie postanowili nie używać Esperanta. Ktoś, kto odrzuca ten fakt jest
nierozsądny, można powiedzieć ślepy mimo, że mam dobre oczy i mogę to
widzieć.
Może wierzę w Esperanto, ponieważ jestem szalony. Mówiłem, że nie
jestem ślepy, lecz istnieje kategoria ludzi, którzy widzą, lecz widzą rzeczy
nieistniejące. To nazywa się halucynacją. Ludzie mający halucynacje są szaleni.
Może jestem szalony. Może widzę w Esperanto, w esperantystach coś, co nie
istnieje, co jest produktem nieznanych procesów wyobraźni, powstających we
mnie. PIV określa to jako utratę rozsądku spowodowaną chorobą umysłową i utratę kontroli nad sobą z powodu pasji. Na ogół szaleńcy nie wiedzą, że są
szaleni. Fakt, że nie czuję się szalonym nic nie znaczy. Czy straciłem
samokontrolę z powodu pasji? Pewne fakty potwierdzają tę hipotezę. Zgodziłem
się przyjść tu i przemawiać do was w tym dziwnym języku. Dlaczego zgodziłem się,
a nie powiedziałem, że to jest bezużyteczne, głupie, dziękuję za zaproszenie,
ale nie przyjdę, postąpię mądrze. Dlaczego? Bo jak twierdzi słownik rządzi
mną pasja. Pasja według PIV to niewyczerpane źródło mądrości to jest żarliwa
nieokiełznana miłość.
Faktem jest, że czuje żarliwą, nieokiełznaną miłość do
Esperanta. Mój stosunek do niego jest pasją. Kto kocha z pasją, często swoje
pragnienia błędnie bierze za rzeczywistość. Może tak jest w moim przypadku,
może dlatego jestem nierozsądny. Równie dobrze mógłbym być szalony.
Czy więc
wierzę w Esperanto, ponieważ jestem naiwny, głupi, nierozsądny, uparty i
szalony? Wiele innych cech można by dodać do tej listy i poprzeć je
argumentami. Najbardziej interesująca jest ta ostatnia. Szaleńcy przeczą, że są
szaleni i mówią, że szaleńcami są inni.
Po dojściu do tego punktu mojej
obiektywnej analizy znajduję prawdziwą odpowiedź. Ja wierzę w Esperanto,
ponieważ inni ludzie w naszym społeczeństwie, żyjący na naszej planecie, nasi
sąsiedzi bliscy i dalecy w większości są naiwni, głupi, nierozsądni, uparci i
szaleni. Oni są naiwni, bo bezkrytycznie wierzą jak dzieci w to, co szkoła,
media, rządy, potężne firmy itp. bez przerwy powtarzają im, że język angielski
zwyciężył i nie ma innej alternatywy. Oni są głupi, bo zgadzają się z tym nie
próbując zrozumieć przyczyn, mechanizmów, wpływów, które działają za tym
twierdzeniem. Ludzie mądrzy nie przyłączają się w sekundzie do czegoś
proponowanego. Kontrolują, próbują innych możliwości, podejrzewają, że chce ich
się oszukać, badają gdzie jest prawda, fakty. Tego nie robią w naszym
społeczeństwie ludzie mądrzy odnośnie języka komunikacji. Robią głupio i
nieinteligentnie. Nie są realistami, bo nie porównują jak działają różne
środki używane do przekroczenia barier językowych. Realistą jest człowiek,
który rozważa fakty, porównuje je. Porównując jak funkcjonuje międzynarodowe
porozumiewanie się według tego, czy używa ono równoczesnego tłumaczenia za
pomocą języka angielskiego, albo innych systemów, okazuje się, że Esperanto
kosztuje najmniej i jest najbardziej efektywne, najbardziej zadawalające według
wszystkich kryteriów. Nie zauważanie tych faktów jest grzechem przeciw
rzeczywistości.
Oni są uparci, ponieważ liczni ludzie – np. ja – często
uprzedzałem ich o tym, że odmawiają konfrontacji z rzeczywistością, przyjrzenia
się faktom, informacji o tym jak funkcjonuje Esperanto w porównaniu z innymi
językami. Czy oni słyszą nasze uwagi? Nie! Uparcie odmawiają poddania w
wątpliwość swoich racji, sprawdzenia czy jest słuszna, albo czy esperancka jest
słuszniejsza. Oni są szaleni, bo mają halucynacje. Halucynacje, że język
angielski sprawiedliwie i właściwie rozwiąże wszystkie międzynarodowe językowe
problemy. Tymczasem wystarczy otworzyć oczy i uszy aby stwierdzić, że to udaje
się tylko w minimalnej części przypadków, w których międzynarodowe porozumienie
jest potrzebne. Mają halucynacje o kosztach tego działania i kosztach nauki
języka angielskiego. Mają halucynacje o skuteczności nauczania języków w szkole,
o historii. Wierzą, że sytuacja, która rozwinęła się do teraz, jest ostateczna,
jakby cała historia nie uczyła nas, iż po szczycie sławy następuje upadek, po
zwycięstwach następują porażki, po panowaniu utrata władzy. Gdybyście przed
20 laty powiedzieli, że Związek Sowiecki wkrótce rozpadnie się, uważano by was
za wariatów. Jednak on rozpadł się. Esperanto, które według licznych
przewidujących miało zginąć, dalej istnieje.
Czas, abym
kończył. Rozwiązałem zagadkę. Dlaczego wierzę w Esperanto? Bo jestem
szalony i jak każdy szalony widzę, że prawdziwymi szaleńcami są inni. To, że
Esperanto jest dobrym językiem, że rozwiązuje problemy porozumiewania
się tych, którzy go znają o wiele lepiej, równoprawnie, demokratycznie,
zadowalająco, bardziej zdrowo psychicznie niż angielski, to jest faktem, nie
halucynacją. Wszyscy, którzy zgadzają się to obserwować, stwierdzają to
samo. Esperanto jest realnym językiem, przyjaźnie, które mu zawdzięczam są
realne, przyjemność, którą mam używając go, tworząc w nim, żartując w nim są
realne. Moja miłość, moja pasja do niego są realne i ogromnie mnie
zadowalają. Dużo czytam po angielsku, stosunkowo dużo używam go, lubię ten
język, ale nie powoduje on drżenia serca, jak Esperanto. Lubię język
angielski, ale Esperanto kocham. Wierzę w Esperanto na podstawie wielu lat
badania tego problemu. Przeciwnie, między ludźmi przywołującymi mnie do
rezygnacji z Esperanta, nikt nie studiował zagadnienia. Dlatego uparcie
pozostanę w mojej wierze.
Jakkolwiek racjonalni próbują być ludzie, ich
najgłębsza motywacja wypływa z uczuć, z emocji, a wielką różnicą między językiem
angielskim, a Esperanto jest to, że Esperanto wzrusza serce, angielski
nie.
Claude Piron – revuo "Esperanto" – marto
2002
Tłumaczenie: Danuta Kowalska
http://www.esperanto.pl/page.php?tid=311272&PHPSESSID=9d909558423cad01cd4292a39156933b
|